wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 1



-Co z nią zrobimy panie?- Skrzeczący głos pobrzmiewał w pomieszczeniu przyprawiając młodą kobietę o ból głowy.
-Nott, co o tym myślisz?- Tym razem do uszu obecnych dotarł zimny, pozbawiony emocji ton, który jeszcze bardziej spotęgował  niską temperaturę, jaka panowała dookoła nich. Kobieta wzdrygnęła się nieznacznie i przez chwilę pozwoliła sobie na marzenie o ciepłym kocu.
-Panie jeśli mogę, to już za długo trwa- kolejny męski głos odbił się echem od kamiennych ścian. Hermiona próbowała otworzyć oczy chcąc przyjrzeć się swoim towarzyszom. Była pewna, że wie kto znajduje się obok niej, a jednak czuła nieprzepartą chęć przyjrzenia się im wszystkim. Ludziom, których zgubiła władza.
-Masz rację- na chwilę zapanowała cisza, która boleśnie trawiła ciało kobiety. Hałas dawał zapomnienie. W ciszy myśli krążyły nieprzerwanie po głowie, bez ładu i składu, nie mogła nad nimi zapanować. -Ona wie gdzie jest reszta, prawda?
-Bez wątpienia panie- skrzeczący głos ponownie dotarł do uszu Hermiony. Tylko nie to, przeszło jej przez myśl. Podejrzewała, że wie co się wydarzy. Może i jej ciało powoli ulegało rozkładowi, ale jej głowa dalej pracowała. Więc jeśli nie tortury to co?
-W takim razie spróbujemy nowej metody- zniszczone ciało kobiety zadrżało na te słowa. Zostało im już tylko jedno wyjście i dobrze o tym wiedziała. Pytanie czym ją złamią.- Zacznijcie od uleczenia jej nóg.

                                                                                 ***

Ginny z każdym dniem oddalała się od Harry'ego. Już nie wiedziała kim jest ten niegdyś bliski jej człowiek. Kiedy tak się zmienił? Kiedy porzucił resztki człowieczeństwa i nie dawał dojść do głosu swojemu sercu? Czy miał je jeszcze?
-Ron wiesz, że musimy coś zrobić- szepnęła do brata, jednocześnie boleśnie zaciskając swoje pięści.
-Chciałbym, ale nie robimy wyjątków dla nikogo- odparł bezbarwnym tonem, czując jak oczy zaczynają go piec, zresztą jak codzień odkąd Hermiona została złapana.
-Weasley'owi ruszycie się w końcu czy nie?- Głos Severusa Snape'a przerwał rozmyślenia dwójki rodzeństwa.- Musimy zabezpieczyć zachodnie skrzydło- mruknął jeszcze i odszedł szybkim krokiem.
-Lepiej chodźmy- rudowłosy mężczyna ruszył w stronę grupy czarodziei. Zaś jego siostra ostatni raz postanowiła nawiązać do sprawy ich zaginionej przyjaciółki. Przecież nie mogą jej tak zostawić. Po prostu nie mogą.
-Harry możemy porozmawiać?- Krzyknęła zwracając na siebie uwagę wszystkich pracujących nad zabezpieczniem jednej ze ścian jaskini.
-Teraz mamy coś do zrobienia- brunet nie wydawał się przejęty poddenerwowanym tonem swojej narzeczonej. Od pewnego czasu ta drobna osóbka skutecznie działała mu na nerwy. Od Wielkiej Bitwy minęło półtora roku, a ona jakby zapomniała co znaczy słowo wsparcie.
-Ale to ważne- ruda nie mogła odpuścić. Przez ostatnie dwa lata bardzo zbliżyła się do Hermiony. Wojna pozwoliła jej odróżnić rzeczy ważne od tych nieistotnych. A przyjaźń była ważna. Jeśli nie najważniejsza.
-O co chodzi ?- Mruknął poirytowany chłopak. Czasami zupełnie nie rozumiał tej kobiety. Czy naprawdę do niej nie docierało, że walczą o przetrwanie?
-O Hermionę- imię brunetki poniosło się echem po jaskini. Wszyscy czarodzieje zamarli na chwilę, wpatrując się w dwójkę ludzi stojących pośrodku głównej sali.
-Nie ma o czym mówić- Wybraniec tracił cierpliwość.- Postępowanie w takich sytuacjach wygląda zawsze tak samo. Nie robimy wyjątków.
-Ale tu chodzi o Hermionę, naszą przyjaciółkę pamiętasz?- Ginny poczuła jak łzy powoli toczą się po jej zaróżowionych policzkach.- Nie możemy jej tak zostawić- szepnęła, szukając jednocześnie wzrokiem wsparcia u swoich braci.
-Nie mamy wyjścia. Hermiona podjęła decyzję i wiedziała jakie są jej konsekwencję. Poza tym szanse na to, że jeszcze żyje są zerowe- zimny ton Harry'ego zrobił wrażenie nawet na Severusie. Nie spodziewał się po tym chłopaku tak drastycznej przemiany, i z doświadczenia wiedział, że z drogi, którą ten młodzieniec obrał nie ma powrotu.
-Jak możesz?! Ona uratowała nam życie, a my ją zostawiamy na pastwę tych potworów?- Głos rudowłosej drżał, zdradzając jej słabość.
 -Minęły dwa tygodnie, ona nie żyje Ginny- cisza jaka w tym momencie zapadła uderzyła w każdego z obecnych. A po chwili dało się słyszeć urwany szloch, płynący prosto z szerokiej, męskiej piersi. Rudowłosy mężczyzna odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę jednego z korytarzy.

                                                                               ***

-Co robisz?- Czarnoskóry chłopak stał w progu prowizorycznego pokoju swojego przyjaciela.
-Zdziwisz się, ale brakuje mi tu okien- mruknął blondyn siadając na łóżku i wplatając palce w swoje jasne włosy, jednocześnie ciężko wzdychając.
-Wiesz, że jesteśmy pod ziemią?- Czarnowłosy uśmiechnął się pod nosem i oparł o kamienną ścianę.
-Nie rób ze mnie durnia Blaise, dobrze wiem gdzie jesteśmy- Draco przymknął oczy, próbując zebrać myśli.
-Myślisz, że kiedyś stąd wyjdziemy?- Przez chwilę żaden z mężczyzn się nie odzywał, każdy pogrążony we własnych myślach. Krążąc po orbitach swoich prywatnych wszechświatów.
-Martwi na pewno- mruknął w końcu jego przyjaciel i na nowo między dwójką młodych ludzi zapadła cisza w której dało się słyszeć ich spokojne oddechy.

                                                                                ***

-Panie, a co jeśli się nie uda?
-Dlaczego miałoby się nie udać? To tylko szlama, w dodatku kobieta, podda się zaklęciu jak wszyscy przed nią- Tom zmarszczył brwi obserwując marną namiastkę śmierciożercy, jaka właśnie przed nim stała. Po chwili podniósł do ust szklankę z bursztynowym płynem. Musiał przyznać, że alkohol go uspokajał, pozwalał przetrwać wśród jego prymitywnych i pozbawionych wyobraźni żołnierzy.
-To będzie koniec, prawda?- Blady mężczyzna z niepokojem obserwował swojego pana.
-Tak- mruknął w końcu Voldemort i przymknął powieki. Wiedział, że jeśli dotrze do Pottera to uda mu się zamknąć ostatni bastion oporu. A wtedy będzie mógł się wreszcie rozkoszować tak upragnioną władzą. Bo tylko to się liczyło. Niczym nieograniczona władza i poczucie wyższości. Poczucie, którego pragnął od najmłodszych lat.

                                                                                ***

-Czasami Harry mnie przeraża. Jest jeszcze taki młody, a jednocześnie taki zgorzkniały- Molly Weasley wtulała się w swojego męża, ciężko przy tym oddychając.
-Musi być konsekwentny w swoich działaniach, wiesz o tym- Artur szeptał uspokajająco jednocześnie wdychając delikatny zapach kobiecego ciała.
-Ale to Hermiona- mruknęła rudowłosa coraz głośniej pociągając nosem.- A Ron tak cierpi, przecież go widziałeś.
-Nie możemy jej uratować, nie mamy ludzi, nic nie wiemy- mężczyzna przycisnął do siebie mocniej ciało swojej żony.
-Ale co z Ronem?- Kobieta oderwała się od niego na chwilę, by móc spojrzeć w jego spokojne oczy.
-W końcu mu przejdzie.

                                                                                ***

Hermiona uchyliła powieki zaskoczona brakiem bólu. Właściwie nic nie czuła. Zupełna pustka. Pustka i cisza. Uniosła obie ręce i powoli przejechała nimi po swoim ciele, przypominając sobie jak to było żyć. Ku jej zaskoczeniu była w zupełności wyleczona, co więcej mogła nawet poruszać nogami. Wprawdzie towarzyszył temu nieznaczny ból, ale i tak był niczym w porównaniu do tego co czuła poprzednio. Choć teraz zaczynała odczuwać wyrzuty sumienia myśląc o przyszłości, która nie malowała się zbyt kolorowo. Właściwie była dość jednobarwna. Żółta jak zdrada.
-Dziwka się wybudziła- do jej uszu ponownie dotarł ten sam skrzeczący głos, który słyszała już wcześniej. Odwróciła głowę i przyjrzała się dwójce mężczyzn wchodzących do pomieszczenia. Jeden z nich wydawał się dziwnie znajomy. Mogłaby przysiąc, że już go wcześniej widziała.
-Skoro Lorda jeszcze nie ma to może skorzystamy z okazji?- Blondwłosy mężczyzna oblizał usta i utkwił swój wzrok w kobiecie.
-Niezły pomysł- mruknął jego towarzysz, a po chwili po pomieszczeniu odbił się echem śmiech obu śmierciożerców.
-Cisza!- Hermiona poczuła jak zimno dociera do każdej komórki jej ciała, kiedy głos Voldemorta zabrzmiał w korytarzu. Po chwili ubrana na czarno postać pojawiła się tuż przy nich i zmierzyła brunetkę nieprzeniknionym spojrzeniem.- Witam panno Granger- mruknął powodując, że ciałem kobiety wstrząsnął strach. Strach, który jeszcze niedawno zagłuszony był przez ból.- Co pani powie na współpracę ?- Młoda kobieta odwróciła głowę nie chcąc patrzeć w oczy mężczyźnie, który miał zniszczyć i tak marne już resztki jej egzystencji. Nie chciała zdradzić przyjaciół. Przecież mogli jeszcze wygrać, a przynajmniej doczekać w spokoju do końca swoich dni. A teraz, po tym wszystkim będzie musiała do nich wrócić. Czy wtedy też będzie czuła te nieznośne wyrzuty sumienia? Czy jej nowe oblicze zagłuszy dawne uczucia? Westchnęła, kiedy dotarło do niej, że zapewne nawet nie będzie miała czasu się nad tym zastanowić. Może chociaż oni okażą jej łaskę i zabiją od razu? Podniosła jeszcze na chwilę wzrok próbując zatrzymać w pamięci obraz tej chwili. Ostatniej w której była żywa.
Voldemort uniósł różdzkę celując nią prosto w czoło dziewczyny i upajając się myślą o krzywdzie, jaką niedługo wyrządzi swojemu największemu wrogowi. Tak, sprawi, że Harry Potter będzie cierpiał. Jak jeszcze nigdy. -Vicissitudo*- rzucił spokojnie, obserwując jak oczy jego ofiary powoli ciemnieją, by po chwili wrócić do swojego naturalnego koloru. Zabawa właśnie się zaczeła.



* Zaklęcie pochodzi z mojej wyobraźni i słownika łaciny. O jego skutki myślę, że możecie się domyślać, ale w razie czego wszystko wyjaśni się w kolejnych rozdziałach.

2 komentarze:

  1. super rozdział jestem strasznie ciekawa co z tego wszystkiego wyniknie dawaj kolejny ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. no jestem pod wrażeniem początku, serio, zaczęłaś tego bloga z rozmachem.
    umieram z ciekawości co ten Tom wymyślił.
    na pewno będę zaglądać i komentować częściej niż na onecie :)
    pozdrawiam
    p.s witam w świecie Blogspot!

    OdpowiedzUsuń