niedziela, 17 września 2017

Rozdział 3

Od dwóch godzin rudowłosa Gryfonka siedziała na swoim łóżku i myślała nad tym jak zmieniła się jej przyjaciółka. Zimno, obojętność, dystans - te słowa kojarzyły jej się teraz z Hermioną. Nie wiedziała gdzie się podziała osoba, którą tak dobrze znała. Ciepła, pomocna, skupiona na nauce. Przeszyły ją dreszcze. Jak bardzo ludzie potrafią się zmienić... Czy powinna wspomnieć o tym chłopakom czy to przemilczeć? Czy zauważyli zmianę jaka zaszła w ich przyjaciółce? Na ostatnie pytanie znała już odpowiedź. Nie, nie zauważyli. Znali ją tak dobrze, przyzwyczaili się do tego co było tak bardzo, że nie zauważyli jaka zmiana zaszła w Hermionie.


Tymczasem kilkanaście metrów dalej, w przytulnej sypialni siedziała osoba która zaprzątała myśli Ginny.
Brunetka zapaliła świeczkę, którą kupiła z Ginny i zastanawiała się jak to możliwe, że niektórzy ludzie nie mają żadnych ambicji. Może sama stała się trochę zgorzkniała i ironiczna, ale nie potrafiła już patrzeć na ludzi tak jak kiedyś. Nie widziała w nich tego co najlepsze, bo na własne oczy przekonała się jak nisko ludzie potrafią upaść, jak bardzo ranić innych byle tylko przeżyć. Rozczarowanie, tym jednym słowem mogła podsumować swoje wojenne doświadczenie.
Westchnęła i przymknęła na chwilę oczy. Może nie powinna zadawać się z osobami które tylko ją irytują. Bo jaki w tym sens? Wiedziała, że powinna w tym momencie się uczyć, w końcu potrzebowała dobrych ocen na egzaminach, ale spotkanie z Ginny zmęczyło ją psychicznie.


Kilka pięter niżej Draco Malfoy też siedział w swoim pokoju ze szklanką whiskey w ręce i zastanawiał się nad tym co chce zrobić ze swoim życie, gdzie chciałby pracować i jak wyobraża sobie przyszłość. Ze swoją reputacją trudno było mu sobie wyobrazić pracę w Ministerstwie Magii. Może powinien otworzyć swoją firmę? Bar? Odkupić rodzinne winny zostając prawnikiem i broniąc tylko potrzebujących? Bez sensu. Nie lubił się nad sobą użalać, ale nie bardzo widział wyjście z tej sytuacji. Przez chwilę nawet pozazdrościł Weasley'owi, on nie musiał o nic się martwić chociaż jego inteligencja i talent pozostawiały wiele do życzenia. W tym momencie chłopak wiele by oddał by móc zamienić się z nim miejscami. Westchnął i podniósł się z fotela po czym zaczął się przebierać w strój sportowy. Trening dobrze mu zrobi, przeczesał włosy palcami i chwytając jeszcze za miotłę, wyszedł z pokoju.


W tym samym momencie brązowowłosa Gryfonka postanowiła pobiegać. Już jakiś czas temu postanowiła, że musi się za siebie wziąć. Wprawdzie wysiłek fizyczny nigdy jej się specjalnie nie podobał, ale tym razem miała przynajmniej dobrą motywację. Już nigdy nie chciała czuć się tak bezbronna jak rok wcześniej.
Właśnie wychodziła na błonia kiedy w oddali zobaczyła sylwetkę Ślizgona. W pierwszej chwili chciała zawrócić, ale kiedy chłopak wsiadł na miotłę i wzniósł się w powietrze stwierdziła, że jednak zaryzykuje. Mocniej ścisnęła włosy gumką i zaczęła biec przed siebie. Chłodny wiatr owiewał jej twarz a oddech przyspieszył. Nie minęło pięć minut a już miała wrażenie, że wypluje swoje płuca. Wiedziała, że początki nie będą łatwe, ale liczyła na to, że jej kondycja będzie jednak lepsza. Słyszała, że jej oddech robi się coraz głośniejszy ale nie chciała się zatrzymać. Jeszcze trochę. Pomyślała jednocześnie zwalniając trochę tempo. Starała się skupić na tym co czuła uciekając przed Śmierciożercami. Jak bardzo się wtedy bała bo wiedziała, że jej szanse na przeżycie są niewielkie. Pamiętała jak potykała się o wystające z ziemi korzenie, jak się przewracała a w uszach dźwięczały krzyki obcych mężczyzn. I nagle przed oczami stanął jej dom Malfoy'ów i twarz Bellatrix Lestrange, a ręka zaczęła ją piec. Zrobiło jej się niedobrze a do oczu napłynęły łzy, które w ułamku sekundy wszystko jej przesłoniły, aż poczuła że zaczepiła o coś nogą i upadła na kolana. Nie mogła złapać oddechu a łzy nie chciały przestać spływać po jej policzkach. Oparła się dłońmi o ziemię starając się uspokoić. Już dobrze. To wszystko już się nie powtórzy. Ale świat wirował i wirował a ona w dalszym ciągu nie mogła zaczerpnąć powietrza. Miała wrażenie, że ziemia się trzęsie a w pobliżu nie ma nikogo kto mógłby jej pomóc. Znowu była zdana na siebie i kompletnie bezbronna wobec nagłej fali wspomnień. I wtedy poczuła dłoń, która zacisnęła się na jej ramieniu a zaraz potem do jej uszu dotarł męski głos.
-Wszystko w porządku? - Nagle wszystko się zatrzymało, świat przestał się kręcić a ona znowu mogła oddychać.
-Tak- odpowiedziała trzęsącym się głosem i odwróciła głowę by zobaczyć kto ją uratował.
-Na pewno? -Jej oczy natrafiły na szare soczewki Ślizgona i przez chwilę walczyła ze sobą by nie uciec przed nim.
-Tak- powtórzyła i podniosła się jednocześnie otrzepując ręce. -Dziękuję- dodała trochę ciszej, jednak chłopak nic nie odpowiedział tylko przyglądał jej się jakby chcąc się upewnić, że nic jej nie jest. Wysiliła się jeszcze i posłała mu nieśmiały uśmiech po czym odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w stronę zamku odprowadzana spojrzeniem blondyna.