Rozdział 16


Sometimes we give it all up just for love
Just to find out it wasn’t love at all
Sometimes,sometimes
So it ain’t nothing wrong
We thinking with our hearts
And letting someone in
The storm might break you down
But you get up again
And learn from your mistakes
Forgive but don’t forget
Don’t let it hold you back
-”You will be loved” Nicole Scherzinger
Już trzeci tydzień pracowałam w Esach iFloresach. Może i ta praca zupełnie odbiegała od poprzedniej, ale świetnie się czułam zamawiając nowe pozycje do księgarni czy umawiając na spotkania zarówno znanych jak i początkujących pisarzy. Powiem więcej, ta praca naprawdę mi się podobała, chociaż Ron ciągle ze mnie żartował. Że niby mam skrzywienie po przesiedzeniu sześciu lat w hogwarckiej bibliotece… Wprawdzie na początku Harry zaoferował się, że wciśnie mnie na jakieś stanowisko w Ministerstwie, ale nie miałam ochoty tam wracać. Pośród książek czułam się znacznie lepiej niż w otoczeniu denatów. No i dalej mogłam wierzyć w to, że wszystko co osiągnęłam zawdzięczałam sobie i swojej pracy, a nie znajomością.
Od trzech tygodni nie widziałam też Malfoy’a. Sama już nie wiedziałam czy jest mi lżej czy może choć trochę za nim tęsknię. Jedyne co wiedziałam to to, że nie jest on mężczyzną o którym marzyłam przez ostatnie pięć lat. Jedyne co się zgadzało to wygląd i gesty, a to niestety za mało, by stworzyć jakikolwiek związek. Przynajmniej z mojej perspektywy.
Kiedy nadeszła sobota odetchnęłam z ulgą. Wreszcie wolne.
Planowałam cały dzien poświęcić Ninie, jednak kiedy zmywałam naczynia po śniadaniu ktoś zadzwonił do drzwi. Wytarłam więc mokre ręce w ścierkę i ruszyłam zobaczyć kto postanowił mnie odwiedzić.
-No nareszcie, juz się bałam że Cię nie ma- powitała mnie, ku mojemu zaskoczeniu, przy wejściu Ginny.
-Nie spodziewałam się Ciebie-zaczęłam nie bardzo wiedząc jak wytłumaczyć jej obecność na moim ganku. W końcu ostatnio widziałyśmy się jakiś miesiąc temu, w Ministerstwie.
-Ale chyba wpuścisz mnie do środka??- Ruda zaczęła się śmiać. Mimo, że nie pamiętałam naszej ostatniej rozmowy wiedziałam, że brakowało mi przyjaciółki.
-Oczywiście- odpowiedziałam i zaprosiłam ją do domu. Kiedy odwiesiła swoją kurtkę ruszyłyśmy w stronę salonu.
-Ciocia!!- Usłyszałam tylko, po czym na szyi Ginny zawisła moja córka.
-Nina, delikatnie. Nie chcesz chyba uszkodzić cioci?- Zapytałam rozbawiona i zabrałam się za robienie kawy.
-Więc co cię do mnie sprowadza?- Spytałam kiedy usiadłyśmy już przy stole.
-Wiesz, niedługo święta więc pomyślałam, że zrobię mały wywiadzik przed kupieniem prezentów-Ruda szeroko się do mnie uśmiechnęła.
-No tak, kompletnie wyleciało mi z głowy- przyznałam szczerze. Niby sama jeszcze parę dni temu ozdabiałam księgarnię świątecznymi kartkami czy sztucznym śniegiem, ale chyba nie do końca dotarła do mnie wiadomość, że to już grudzień.
-Prawdę mówiąc tak myślałam-odpowiedziała moja przyjaciółka. Czyżbym była, aż tak przewidywalna?-Jak twoja nowa praca?
-W porządku, choć w ostatnim tygodniu miałam dużo roboty, a jak u Ciebie?
-Może być, nic ciekawego się nie dzieje. No może poza tym, że wszyscy nadal plotkują o tym jak Malfoy cię wywalił a potem przyjął na twoje stanowisko jakąś długonogą szatynkę-poczułam ucisk w sercu.
-No cóż, szybko się pocieszył…-westchnęłam.
-Co?! Jak to się pocieszył? Czy ja o czymś nie wiem?- Ginny praktycznie się na mnie rzuciła zadając te pytania.
-Nie, spokojnie. To tylko taki żart- taaa, nie ma to jak robić dobrą minę do złej gry.
-Ale mnie wystraszyłaś- Ruda opadła na siedzenie.
-Spokojnie. Chyba nie myślałaś, że coś mogłoby połączyć mnie i Malfoy’a-odpowiedziałam, chociaż sama przed sobą musiałam przyznać, że gdzieś w głębi pragnęłam by było inaczej.
-No cóż, właściwie to coś was łączy- uśmiechnęła się do mnie znacząco.
-Co masz na myśli?- Nie do końca rozumiałam jej aluzję.
-Przecież macie córkę.
-Nie, Ginny- odpowiedziałam poddenerwowana- to ja mam córkę-dopowiedziałam stawiając wyraźny nacisk na słowie „ja”.
-Och Miona…- moja przyjaciółka westchnęła przymykając oczy- dałabyś temu spokój. Zresztą wiesz co myślę o całej tej sprawie.
-Tak, że powinnam mu powiedzieć, że…-zawahałam się na chwilę- był dawcą nasienia.
-Dawcą nasienia?- Rudą wyrażnie rozbawiło moje stwierdzenie- Miałam na myśli to, że jest ojcem.
-Ojcem? Ginny, błagam. Obie wiemy, że kto jak kto , ale Malfoy się na ojca nie nadaje – żachnęłam się.
-Skąd możesz to wiedzieć?- Spytała, ale nie dane mi było odpowiedzieć, ponieważ w tym momencie do salonu wbiegła Nina.
-Ciociu?- Podeszła do Ginny i wgramoliła jej się na kolana.
-Tak, aniołeczku?
-Czy święty Mikołaj istnieje?
-Oczywiście, przecież jak inaczej wytłumaczyć te wszystkie prezenty?- Ruda uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo.
-Może chcesz ciasta? Wczoraj piekłyśmy je z Niną?- Wtrąciłam się do rozmowy.
-Skoro Nina je piekła to koniecznie muszę spróbować- po tych słowach zobaczyłam jak na twarzy mojej córki pojawia się dumny uśmiech. To różniło moją córkę od Malfoy’a. Potrafiła się szczerze uśmiechać.
Weszłam do kuchni i wyjęłam z szafki tartę cytrynową. Kiedy jej zapach dotarł do moich nozdrzy przed moimi oczami pojawił się obraz sprzed ponad miesiąca.
***
Siedziałam na stołówce w podziemiach ministerstwa i zajadałam się cytrynowym ciastkiem.
-Można?- Usłyszałam nad sobą, ale nie musiałam nawet podnosić głowy, żeby wiedzieć kto przede mną stoi.
-Tak, siadaj- wskazałam na miejsce naprzeciwko siebie.
-Smacznego -rzucił mężczyzna.
-Nawzajem- odpowiedziałam i spojrzałam na niego. Postawił przed sobą tacę z jedzeniem i wziął się za pałaszowanie zupy. Korzystając z faktu, że jest pochłonięty swoim daniem wykorzystałam czas by sięmu lepiej przyjrzeć.
Jego jasne włosy, delikatna zmarszczka malującasię na czole, biała koszula rozpięta pod szyją, umięśnione ręce.
-Nie jesz?- Zagadnął po chwili.
-Jem- odpowiedziałam i na potwierdzenie tych słów napełniłam sobie buzię ciastkiem, jednocześnie rumieniąc się. Jakie było prawdopodobieństwo, że nie zauważył mojego wzroku?
-Cytrynowe?- Spytał a ja pokiwałam głową, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego normalnego dżwięku, gdyż dalej przeżuwałam za duży kawałek ciasta- Najlepsze są cytrynowe- dodał po chwili.
-To nawet do Ciebie pasuje -odpowiedziałam, kiedy już zdołałam przełknąć.
-Bo są kwaśne?- Zapytał rozbawiony. Jednak mnie zainteresowało coś innego niż samo pytanie.
-Nie spodziewałam się po tobie dystansu do samego siebie-zawiesiłam głos.
-Jak widać jestem nieprzewidywalny -odpowiedział z powrotem zwracając się w stronę talerza.
-Jak widać…-zamyśliłam się na chwilę- ale nie o to mi chodziło.
-Nie?- Zainteresowany podniósł na mnie wzrok zamieniając w tej samej chwili pustą miskę po zupie na talerz z drugim daniem.
-Nie. To ciastko tylko przy pierwszym kęsie wydaje się odrobinę kwaśne.
-A co później?- Nie byłam pewna czy w tym momencie był bardziej rozbawiony moim stwierdzeniem czy może zainteresowany. Zainteresowany moim spojrzeniem na jego osobę.
-Później możesz poczuć słodycz jaką skrywa- dokończyłam.
-O ile trudny początek cię wcześniej nie odstraszy- rzucił niby od niechcenia i z powrotem zainteresował się jedzeniem. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. On jedząc a ja zastanawiając się nad tym co przed chwilą usłyszałam.
-Zapominasz z kim masz do czynienia- przerwałam ciszę i wstałam by odnieść talerze. Kiedy nie usłyszałam odpowiedzi odeszłam od stolika, jednak gdy się odwróciłam zobaczyłam, że mężczyzna zmierza już w moją stronę ze swoją tacą.
-No tak, skoro dojrzałaś coś więcej w Chłopcu-Który-Przeżył i Łasicy to chyba rzeczywiście trudno cię odstraszyć- rzucił mi ten swój złośliwy uśmieszek jednocześnie mijając mnie, by odstawić naczynia. Jedyne co czułam to jego obezwładniający zapach. Miała mwrażenie, że ktoś zamknął mnie w bańce mydlanej, niby wszystko widziałam, ale nic do mnie nie docierało ze „świata zewnętrznego”. Tylko ten zapach. Jego zapach.
-Ej Granger, zawiesiłaś się?- Poczułam jak ktośpotrząsa moim ramieniem.
Bańka pękła.
-Nie leń się, trzeba skończyć papierkową robotę-usłyszałam tylko, po czym zobaczyłam jak mężczyzna mnie mija nie zaszczycając już więcej spojrzeniem.
To chyba tyle jeśli chodzi o miłą rozmowę.
***
Kiedy wróciłam po paru minutach do salonu, moja córka dalej zagadywała Ginny.
-A czy on może spełnić każde życzenie?- Zastanawiałam się jaki prezent wymyśliła w tym roku.
-Czy każde?- Ruda na chwilę się zamyśliła- to zależy.
-Od czego?- Nina nie dawała za wygraną. Widocznie już coś sobie upatrzyła i chyba musi jej bardzo na tym zależeć.
-Są rzeczy o które możemy zadbać tylko my sami, a są takie, materialne, które ktoś inny może nam dać- podniosła na mnie głowę i się uśmiechnęła.
-A co to znaczy materialne?
-Rzeczy materialne, to takie których możesz na przykład dotknąć, jak zabawaki- znów wtrąciłam się do rozmowy stawiając przed Ginny talerz z ciastem.
-Aaaa-dziewczynka na chwilę zamilkła, a po jej minie można było poznać, że mocno się nad czymś zastanawia.- A zwierzątka to też są materialne?- Spytała w końcu czym wywołała ogólną wesołość.
-Tak, a co marzy ci się zwierzątko?-Zagadnęła Ginny sięgając po widelczyk.
-Nie- odpowiedziała i ześlizgnęła się na ziemię. A ja odetchnęłam. Nie wyobrażałam sobie opieki nad psem, bo przecież nie mogłam wątpić, że o rybkach Nina nie marzyła.
-To w takim razie co chcesz dostać na święta?- Ostatni raz spytała Ginny. Dziewczynka była już przy drzwiach kiedy odwróciła się, żeby odpowiedzieć.
-Tatę- po czym w podskokach pobiegła na górę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz